Toruń 2008, wydanie 1, rozmiar okładki 170 x 240, objętość 420 str. twarda oprawa
Właściwie nie wiadomo, dlaczego sztuki walki, pomyślane jako perfekcyjne umiejętności, których doskonalenie nie ma końca, cieszą się niesłabnącym powodzeniem, a moda na nie utrzymuje się już ponad wiek, nieco fluktuując wprawdzie, ale po słabszych okresach jakoś zawsze przychodzą lepsze. Rzecz trudno dokładnie ocenić, ale sztukami walki zajmuje się przynajmniej kilkaset milionów ludzi na świecie.
Być może fizyczne starcie - od lekkiej kary cielesnej, aż do straszliwej, brutalnej walki na śmierć i życie - było tak powszechnym elementem jestestwa człowieka, że zakodowało w nas wielkie i mroczne emocje. Ich oswajanie było zawsze potrzebne, aby lepiej żyć. Dawniej magia i rytualny taniec, dziś sport i doskonalący trening. Chociaż w naszej strukturze społecznej wykreowaliśmy zawodowców mających nas chronić przed przemocą fizyczną - wojsko, policję, rozmaite jawne i tajne służby, służbowych i osobistych ochroniarzy - w realiach życia nie da się wykluczyć potencjalnie niebezpiecznych sytuacji. Nawet jeśli posiadamy broń pozornie dominującą nad każdym kto chce nam zagrozić fizycznie, np. rewolwer, poziom niepokoju nie jest o wiele mniejszy i ciągle są do wyobrażenia setki sytuacji, kiedy mimo zabezpieczeń i tak w starciu trzeba wziąć udział.
Dla kobiet przemoc fizyczna jest w pewnym sensie czymś zewnętrznym, pochodzi ze świata mężczyzn, i jeśli przeciw kobietom jest skierowana, to należy do sfery patologii. Mężczyźni mają z przemocą dużo większy problem. Z jednej strony są betryzowani, łagodzeni, aby zachowywali się "jak ludzie, a nie jaskiniowcy", z drugiej czują instynktownie, że nieumiejętność wzbudzenia w sobie niepohamowanej agresji podważa ich biologiczny sens istnienia. Po to są osobni, inaczej i mocniej zbudowani, wyposażeni w testosteron i byczy kark, aby potrafili być wojownikami. Zarazem większość normalnych mężczyzn świetnie rozumie, że w więzieniach na całym świecie siedzą miliony więźniów, którzy właśnie skutecznie wzbudzili w sobie niepohamowaną agresję!
W świecie samców nie tylko trzeba stopniować natężenie agresji od ciężkiego spojrzenia do katrupienia, ale też w rozmaitych okolicznościach te same reakcje na zagrożenie już to są kompletnie chybione, już to godne pochwały, mądre i głupie, przedwczesne i spóźnione. Nawet policja, zawodowo wyszkolona i wyposażona do odpowiednich zachowań, ma z tym problemy - co i raz ktoś pobije czy nawet zabije za mało agresywnego policjanta, albo zbyt agresywny policjant robi komuś nadmiarową krzywdę. Podobne problemy miewa filmowy ekspert - Tony Soprano. Można by mnożyć setki takich przykładów.
Marzy się taka przewaga w walce, aby jej przebieg chłodno kontrolować, ciosy rozdawać jak ojcowskie napomnienia, przewidywać skutki bez gniewu i lęku, wychodzić z walki bez większego uszczerbku fizycznego i psychicznego. I to właściwie jest obietnica jaką oferują sztuki walki. W pewnej mierze - obietnica realna.
Godny uwagi jest także paradoks treningu. Im więcej ćwiczymy, tym bardziej ćwiczenie sztuk walki traci cel i związany z nim sens. Po latach treningu sylwetka, sposób poruszania się, pewność, siła i spokój w spojrzeniu, mimochodem mówią do potencjalnych przeciwników "lepiej daj spokój" i mamy coraz mniej powodów, aby uprawiać trening. Na szczęście pojawia się sympatyczne uzależnienie. Jeśli nie czujemy parkietu czy maty pod stopami, rodzi się rozdrażnienie i dyskomfort, a organizm łaknie fizycznej pracy. Sztuki walki, zwłaszcza dalekowschodnie, mają też potężny anturaż kulturowy, do którego mocno się przyzwyczajamy, który staje się ważną częścią naszego życia.
Jeśli ćwiczymy dalej - mimo założenia rodziny, kariery zawodowej, pościgu za pieniędzmi i innych grzechów dorosłości - to trening, nawet jeśli jest lichy i często opuszczany, i tak spełnia swoją funkcję. W porównaniu do rówieśników jesteśmy zdrowsi, sprawniejsi, silniejsi. Mniej podlegamy stresowi, można z nami jakoś wytrzymać w domu. Badania naukowe i własne obserwacje wskazują, że nawet najlichszy trening 2-3 razy w tygodniu i tak jest zdrowotnie wielokrotnie lepszy od wiecznych przesiadek z fotela służbowego do samochodowego i domowego.
Wreszcie nadchodzi "późna młodość" z jej kłopotami zdrowotnymi. Motywacje treningu ulegają niepostrzeżenie zmianom. Coraz rzadziej ogarnia nas gniew, a agresywni młodzi ludzie nie wzbudzają w nas chęci wdeptania ich w ziemię, lecz martwią nas złym dzieciństwem i wzbudzają troskę naprawienia.
Jesteśmy bardziej wyrozumiali. Znika pośpiech jaki towarzyszył nam całe życie, stajemy się bardziej wytrwali i systematyczni. Trening zwalnia tempo starzenia, umożliwia nam cieszenie się życiem w rozmaitych aspektach. Tracimy szybkość i gibkość, ale wciąż mamy siłę i dobrze utrwalone nawyki ruchowe. Dzięki ćwiczeniom utrzymuje się nasze grono wieloletnich kolegów, nawet po odejściu na emeryturę.
Słowem - warto ćwiczyć całe życie, nie martwiąc się o wyniki. Warto wrócić do treningu w każdej chwili życia, warto rozsądnie zacząć. Róbmy swoje, normalnie i z umiarem, ale wytrwale. Rozmaite dobre rzeczy przyjdą same.
Książka
-
ISBN:
978-83-89683-23-6
-
Autor:
Jerzy Miłkowski